W jednej ze szkół, w której uczy się około 400 uczniów, rocznie marnuje się 17 ton jedzenia. – Gdyby posiłki były w niej przygotowywane zgodnie z normami żywieniowymi, zmarnowałoby się 31 ton — komentuje Tomasz Szuba, współwłaściciel firmy Venturis HoReCa.
Tomasz Szuba jest ekonomistą, specjalizuje się m.in. w pomiarach food waste, czyli marnotrawstwa żywności oraz formułowaniu rekomendacji ograniczających skalę wyrzucanego jedzenia. Wraz z Uniwersytetem Przyrodniczym we Wrocławiu przygotował pierwszy w Polsce raport dotyczący analiz marnowania żywności w piekarni oraz wybranych 40 punktach sprzedaży. Jest członkiem EU Platform on Food Losses and Food Waste — unijnej platformy na rzecz przeciwdziałania marnotrawstwu żywności, działającej przy Komisji Europejskiej.
Dzisiaj (24 stycznia) Tomasz Szuba wystąpił w roli jednego z prelegentów panelu eksperckiego zorganizowanego przez Najwyższą Izbę Kontroli pod hasłem: “(Nie)dobrze odżywieni. Co i dlaczego nie działa i co możemy z tym zrobić?”. Swoją prezentację zatytułował “Anatomia marnotrawstwa w placówkach edukacyjnych — dlaczego, ile i co z tym zrobić?”.
Według niego nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, dlaczego wyrzucamy jedzenie w szkołach. Jednak jako jedną z głównych przyczyn wskazał zbyt restrykcyjne normy żywieniowe określone w rozporządzeniu Ministra Zdrowia z 26 lipca 2016 r. w sprawie grup środków odżywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty i wymogów, jakie muszą spełniać środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach. Mimo że są one nieracjonalne, to i tak są często skrupulatnie egzekwowane przez sanepid. Do tego dochodzi chaos i brak jednolitej wykładni, obawa przed pretensjami rodziców, którzy płacą szkole za obiady swoich dzieci i wiele innych czynników wpływających na to, że w szkolnych stołówkach codziennie marnuje się mnóstwo żywności.
Czytaj także: Rocznie każdy z nas wyrzuca do kosza 235 kg jedzenia. Co robić, żeby jej nie marnować?
– Nikt w szkole nie gotuje zgodnie z normami żywieniowymi, bo nikt nie jest w stanie przełożyć ich na praktykę w szkole — stwierdził Tomasz Szuba, przedstawiając wyniki analizy marnotrawstwa żywności na przykładzie kilku placówek szkolnych. W każdej z nich do kosza trafia mniej więcej połowa przygotowywanych posiłków. Skala marnotrawstwa byłaby jeszcze większa, gdyby kucharki gotowały zgodnie z normami — do kosza trafiałoby nawet 64 proc. jedzenia. Z danych zaprezentowanych przez Tomasza Szubę wynika bowiem, że w szkołach, gdzie przestrzegają norm, dzieci zjadają tylko 36 proc. przygotowywanych posiłków.
Uczniowie zostawiają na talerzach resztki jedzenia, bo mają za mało czasu na zjedzenie całego obiadu (zwykle 10 minut), nie smakuje im albo porcja jest za duża.
– 940 gramów na talerzu. Które dziecko jest w stanie tyle zjeść? — pyta Tomasz Szuba.
Czytaj też: Jak żyć w zgodzie z filozofią zero waste?
Co zrobić, aby zmniejszyć skalę marnotrawstwa żywności?
Zamiast zmuszać dzieci do jedzenia, używając często bezsensownych argumentów, warto precyzyjniej planować jadłospis, przygotowywać mniej jedzenia, ale za to smaczne i bardziej urozmaicone, próbować dogadywać się z lokalnym sanepidem, przekonując go, aby tak kurczowo nie trzymał się przepisów. Są też szkoły, z których warto brać przykład. W jednej z gdańskich podstawówek jedzenie wykładane jest na półmiski. Taki zabieg sprawił, że uczniowie zjadają teraz 90 proc. tego, co jest dla nich przygotowane na obiad.