Sześć lat temu Maciej Bochnowski, szef kuchni z Pruszkowa, oddał krwiotwórcze komórki macierzyste dla 22-letniego wówczas Amerykanina Briana chorego na białaczkę. A w czerwcu tego roku poleciał do USA na jego wesele.
Ta historia mogłaby posłużyć jako scenariusz do amerykańskiego filmu. – Pana „bliźniak genetyczny” walczy z nowotworem krwi – usłyszał w telefonie Maciej Bochnowski podczas wrześniowego spaceru w 2017 roku. Na pytanie, czy podtrzymuje gotowość do pomocy drugiemu człowiekowi, bez wahania zgodził się, choć nie do końca wierzył w to, że to akurat właśnie on będzie ratunkiem dla pacjenta. Ruszyła procedura – badania wstępne, potwierdzanie zgodności pomiędzy dawcą a biorcą, badania szczegółowe aż wreszcie przyszedł dzień pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych.
– Cały proces pobrania krwiotwórczych komórek macierzystych – nie będę ukrywał – jest dość nudny, ponieważ przez około 6 godzin twoja krew jest filtrowana, a ty po prostu siedzisz w fotelu. Jednak to nic w porównaniu z celem, dla którego to robisz – wspomina Maciej Bochnowski, który oddając swój szpik, uratował życie Brianowi. Ale o tym dowiedział się dopiero po kilku godzinach od Fundacji DKMS. – Dopiero wtedy dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało i jak duże ma to znaczenie. Poczułem ogromną radość i szczęście — w tak prosty sposób mogłem dać komuś szansę na wyleczenie, na lepsze życie. Oczywiście pojawiły się łzy szczęścia oraz silne emocje. Tak jest za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominam – dodaje.
Bliźniacy genetyczni bardzo chcieli się poznać
Po jakimś czasie Maciej i Brian wymienili między sobą kilka anonimowych listów, w których zgodnie z polskim prawem, nie mogli się podzielić żadną informacją mogącą pomóc im zidentyfikować się nawzajem. Tego, kim są, mogli dowiedzieć się dopiero po dwóch latach, jeśli obaj wyraziliby na to chęć. A obaj bardzo tego chcieli.
Po otrzymaniu od Fundacji DKMS numeru telefonu oraz adresu mailowego Briana Maciej od razu do niego napisał. Jednak jego mail wpadł do spamu, a drobny błąd w numerze telefonu sprawił, że wiadomości do Briana nie dotarły. Wszystko zmieniło się w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, kiedy Brian skontaktował się z Maciejem za pomocą mediów społecznościowych. Odnalazł go w Internecie i od tego momentu byli ze sobą w kontakcie. Nie sądzili jednak, że któregoś dnia spotkają się osobiście, i to na dodatek w wyjątkowych okolicznościach.
W listopadzie 2022 roku Maciej otrzymał wiadomość od taty Briana: Cześć, jestem tatą Briana i chcielibyśmy z całą naszą rodziną, abyś był obecny na jego ślubie, oczywiście w tajemnicy przed Brianem. Przyjęcie weselne jest w drugiej połowie czerwca 2023 r. i nie wyobrażamy sobie, by Ciebie na nim nie było” – napisał.
Maciej pokonał ponad 8 tysięcy kilometrów, aby spotkać się ze swoim bliźniakiem genetycznym. Z lotniska w Jacksonvill na Florydzie odebrała go rodzina Briana.
– Gdy dojechaliśmy do ich domu, Brian akurat brał prysznic. Po chwili tata zawołał go, żeby przyszedł do kuchni się przywitać, ponieważ ma gościa. Gdy wszedł, zapytałem go, jak się ma. Oczywiście poznał mnie, ale chyba był w takim szoku, że potrzebował chwili, by tak naprawdę zorientować się, kto przed nim stoi – wspomina Maciej. – Brian urodził się w Ameryce, ale jego rodzice są z Jamajki. W ich żyłach płynie krew wielu kultur i narodowości, dlatego też w domu i na przyjęciu weselnym gościła rodzina chyba z całego świata. Nie da się opisać miłości, wsparcia i ciepła, jakie czuć w tej rodzinie. To niesamowici ludzie, którzy przyjęli mnie jak członka rodziny. Każdy podczas wesela chciał się ze mną przywitać i podziękować mi za to, co zrobiłem. To były momenty, w których najwięksi twardziele płakali ze wzruszenia. Masa emocji, masa miłości – dodaje.
Wszyscy jesteśmy jedną rodziną
– Jest taka książka Antoine’a de Saint-Exupery’ego „Ziemia, planeta ludzi”, mówiąca o tym, że wszyscy jesteśmy jedną rodziną, może ściślej — jednym gatunkiem. Nawet to, co nazywamy „rasami”, nie spełnia definicji rasy pod względem liczby różnic, jakie definiują rasy w innych gatunkach. Niezależnie od koloru skóry, wszyscy jesteśmy Homo sapiens. Różnimy się oczywiście pod względem HLA, czyli tego zestawu cech, w oparciu o który dobiera się dawcę i biorcę komórek krwiotwórczych. Tych zestawów cech są miliony i występują one z różną częstością w różnych populacjach. Jest np. taki zestaw, który u Polaków występuje z częstością około 5%, a jest rzadki w Azji czy Afryce, lecz nie ma tu wyłączności i dlatego może się zdarzyć, że Polak znajdzie dawcę w Chinach, a Amerykanin z Jamajki w Polsce. Nigdy nie wiemy, gdzie w razie choroby może się znaleźć nasz “genetyczny bliźniak”, ale na całym świecie będzie lepiej, jeśli potencjalnych dawców będzie więcej, gdyż ciągle – zwłaszcza tych z rzadkimi zestawami cech HLA – jest zbyt mało – tłumaczy prof. Wiesław W. Jędrzejczak, hematolog, onkolog kliniczny, transplantolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Historia Macieja i Briana udowadnia, że idea dawstwa nie ma granic. Możemy mieć różne pasje, marzenia i plany, pochodzić z różnych części świata, być odmiennej narodowości, ale jednocześnie mieć niemal stuprocentową zgodność genetyczną. To też przykład na to, że jeden człowiek może zmienić los nieznajomej, choć tak podobnej do niego osoby.