Pakiet onkologiczny, czyli szczytne cele i szara rzeczywistość

Pakiet onkologiczny, czyli szczytne cele i szara rzeczywistość

Na pytanie, co nam dał pakiet onkologiczny, można by odpowiedzieć: nic albo prawie nic. Rozwiązanie, w którym lekarze i chorzy pokładali ogromne nadzieje – na poprawę dostępu do diagnostyki i leczenia chorób nowotworowych, podwyższenie jakości leczenia i zapewnienie racjonalnego wykorzystania środków finansowych przeznaczonych na onkologię – okazało się kompletną klapą. Dlaczego? Bo zostało wymyślone zza biurka przez urzędników, którym nawet do głowy nie przyszło, aby skonsultować swoje pomysły z praktykami. Jakie są tego efekty?

 

Osiem grzechów głównych nieudanej reformy Arłukowicza

1. Poza pakietem znalazło się wiele procedur onkologicznych, np. podawanie preparatów krwi, wszczepianie portów naczyniowych czy leczenie żywieniowe. Podobny los spotkał radioterapię paliatywną, programy lekowe i aż 40 typów procedur z zakresu tzw. jednorodnych grup pacjentów (JGP).

Mimo wniosków, próśb i monitów od lekarzy i placówek ochrony zdrowia, które włączyły się do “szybkiej ścieżki terapeutycznej”, resort zdrowia tego nie wyprostował. Cierpią na tym chorzy, którzy nie kwalifikują się do uzyskania karty diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO) ze względu na to, że ich choroba została już wcześniej rozpoznana. Nie dość, że z zasady muszą czekać dłużej na badania lub konsultację lekarza specjalisty od pacjentów ze świeżo rozpoznaną chorobą, to na dodatek ich kolejka jeszcze bardziej się wydłuża, bo kurczą się limity narzucone placówkom medycznym przez NFZ. A kurczą się, ponieważ w ramach kontraktów finansowane są procedury, których – nie wiedzieć czemu – nie uwzględniono w pakiecie onkologicznym.

2. Wbrew temu, co wielokrotnie powtarzał przed kamerami Bartosz Arłukowicz, kartę DiLO może wystawić jedynie lekarz poz, który podejrzewa u pacjenta raka. Nie może tego zrobić lekarz specjalista; jego rolą jest skierowanie pacjenta z podejrzeniem choroby nowotworowej, stwierdzonym przez lekarza poz, na wstępną diagnostykę, która ma to podejrzenie potwierdzić albo wykluczyć.

3. Zgodnie z przepisami karta diagnostyki i leczenia onkologicznego jest własnością pacjenta. Jednocześnie placówka, w której chory się leczy, ma obowiązek przechowywania jej oryginału. To kto jest właścicielem karty DiLO: pacjent czy lekarz?

4. Karta diagnostyki i leczenia onkologicznego nie zastępuje skierowania. Pacjenci tego nie wiedzą i często domagają się np. wykonania “od ręki” tomografii komputerowej. Na tym tle często dochodzi do konfliktów z bogu ducha winnym personelem medycznym, na który sypią się skargi i wyzwiska.

5. Dyrektorzy szpitali, które zobowiązały się umową do realizacji pakietu onkologicznego, podkreślają, że odkąd wszedł on w życie znacząco spadły u nich wyceny świadczeń (w chirurgii średnio o 5-7 proc., w chemioterapii o 20 proc., a w radioterapii – głównie z powodu obniżenia finansowania kosztów pobytu pacjenta – również o 20 proc.).

Konieczne stało się również zatrudnienie dodatkowego personelu – lekarzy, konsultantów, koordynatorów, statystyków, osób zajmujących się obsługą skomplikowanych systemów informatycznych służących do rozliczania wykonanych świadczeń z NFZ. Jeśli do rozliczenia finansowego wkradnie się jakiś błąd, o co nietrudno w tak rozbudowanym systemie sprawozdawczości, NFZ nie zwróci poniesionych kosztów.

6. Pogłębiły się problemy z dostępem do diagnostyki histopatologicznej, która już przed wejściem w życie pakietu onkologicznego była piętą achillesową polskiego systemu ochrony zdrowia.

Mamy zaledwie 260 aktywnych zawodowo patologów. To zdecydowanie za mało, żeby badania histopatologiczne były wykonywane w normalnym terminie, a co dopiero w trybie przyspieszonym – skarżą się dyrektorzy szpitali onkologicznych.

7. – Sztywny algorytm postępowania narzucony przez Ministerstwo Zdrowia jest sprzeczny z praktyką kliniczną i standardami – alarmują z kolei lekarze. Dotyczy to, jak dodają, zwłaszcza raka trzustki, jajnika, nerki, wątroby, nowotworów ośrodkowego układu nerwowego i hematoonkologii, ale też wielu innych jednostek chorobowych i sytuacji klinicznych.

8. Większość lekarzy poz nie została przeszkolona, w jaki sposób mają wypełniać karty DiLO. Efekt jest taki, że do Krajowego Rejestru Nowotworów, do którego mają trafiać wszystkie dokumenty wypełniane przez lekarzy zaangażowanych w realizację pakietu onkologicznego, przesyłane są niepełne i obciążone licznymi błędami dane, zafałszowujące rzeczywisty obraz zachorowań na nowotwory.

Nastała era karty DiLO, która spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Prowadzony przez nas Krajowy Rejestr Nowotworów z naukowego stał się z dnia na dzień rejestrem administracyjnym, obsługiwanym jedynie przez dwóch pracowników, którzy na dodatek nie mają żadnego wsparcia technicznego. W systemie, który był tworzony z myślą o ok. 2 tys. użytkowników, zarejestrowanych jest obecnie 12 tys. użytkowników, co sprawia, że działa on bardzo powoli  – przyznaje dr Urszula Wojciechowska z Centrum Onkologii w Warszawie. – Decyzja o powiązaniu karty diagnostyki i leczenia onkologicznego z Krajowym Rejestrem Nowotworów została podjęta bez uwzględnienia konsekwencji finansowych i organizacyjnych – dodaje.

Na koniec warto tylko dodać, że środowisko lekarzy od początku odnosiło się do pomysłów resortu zdrowia bardzo sceptycznie. Tymczasem odwołany kilka dni temu minister Arłukowicz (nie z powodu pakietu onkologicznego, lecz afery taśmowej, w której prawdopodobnie również miał swój niechlubny udział), zamiast wysłuchać z uwagą opinii praktyków i sprawdzić nowe rozwiązania w programie pilotażowym, wolał pójść na całość. A osobom, które miały czelność go za to krytykować, szybko i nader łatwo przyklejał łatkę przeciwników reform.

I kto miał rację, panie Arłukowicz?

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You may also like

Kobiety w IT. Jakie znaczenie ma płeć w miejscu pracy?

"To nie jest zawód dla kobiet", "Może zajmij się czymś łatwiejszym, to zbyt trudne dla ciebie", "Masz za małą wiedzę i umiejętności", "Nie dasz rady, nie nadajesz się". Takie zdania słyszą na początku swojej kariery kobiety w IT. Jakie znaczenie ma płeć w tej branży?