Coraz głośniej słychać o nowym, niestety niekorzystnym dla nas, pacjentów, pomyśle ministra zdrowia Konstantego Radziwłła, który chyba zapomniał, że powinien stać przede wszystkim na straży naszych praw, a nie reprezentować interesy środowiska, z którego się wywodzi. Zapowiedź likwidacji urzędu Rzecznika Praw Pacjenta uważam za ze wszech miar naganną. Zwłaszcza że minister chce w ten sposób pozbyć się Krystyny Barbary Kozłowskiej i jej urzędników nie dlatego, że nie wywiązują się ze swoich obowiązków, ale są dla niego i jego kolegów z Naczelnej Izby Lekarskiej po prostu niewygodni. Wskazują błędy i zaniechania lekarzy oraz domagają się przestrzegania praw pacjentów, wynikających zresztą z ustawy.
Pan minister ma za nic protesty organizacji pozarządowych, które bronią rzecznika praw pacjentów. Woli słuchać władz samorządu lekarskiego, którego zresztą jest nadal aktywnym członkiem. Czy to nie klasyczny konflikt interesów? Panie ministrze, musi się pan zastanowić, kogo pan reprezentuje jako członek rządu i szef resortu zdrowia. I proszę się nie zasłaniać opinią zespołu ekspertów, który pan powołał dla własnej wygody. Trzeba mieć cywilną odwagę i stojąc oko w oko z pacjentami, przedstawić im własne stanowisko w tej sprawie, podając rzeczywiste argumenty.
Wolałabym, żeby, korzystając ze swoich uprawnień, zabrał się pan za porządkowanie systemu opieki zdrowotnej, tak by urząd Rzecznika Praw Pacjenta nie musiał podejmować aż tylu interwencji.
Warto bowiem przypomnieć, że w 2015 r. do Rzecznika Praw Pacjenta wpłynęła rekordowa liczba 71 366 różnego rodzaju zgłoszeń od pacjentów. Najwięcej z nich dotyczyło nieprzestrzegania prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych oraz prawa do dokumentacji medycznej. Nieco mniej zgłoszeń było z zakresu nieprzestrzegania prawa pacjenta do informacji, do wyrażenia zgody na udzielenie świadczeń zdrowotnych oraz do poszanowania intymności i godności.
Kto upomni się o nasze prawa, jeśli ministrowi Radziwłłowi uda się zrealizować swój plan?
